Architektura zależności – rozmowa z Przemo Łukasikiem
Data publikacji: 06.03.2025
Anna Domin
Honorowa Nagroda SARP to jedno z najważniejszych wyróżnień w polskiej architekturze, przyznawane tym, którzy swoją pracą wpływają na kształt współczesnej przestrzeni. W tym roku laureatem zostało biuro Medusa Group, którego założycielami są Przemo Łukasik i Łukasz Zagała. Ich pracownia od lat tworzy projekty zmieniające krajobraz miast i miejsc, w których żyjemy. Setki realizacji – od budynków biurowych i osiedli po szkoły i obiekty publiczne – to dowód konsekwencji, jakości i umiejętności łączenia wizji z kontekstem. Rozmawiamy jednym z nich, Przemo Łukasiakiem o znaczeniu tej nagrody, o zmianach w architekturze, o wyzwaniach, które dziś stoją przed projektantami, a także o relacjach w środowisku i tym, co powinno być fundamentem pracy architekta – niezależnie od pokolenia.

Przemo Łukasik, Medusa Group
Gratuluję otrzymania Honorowej Nagrody SARP. To prestiżowe wyróżnienie, mimo że współczesne konkursy budzą różne opinie, wciąż ma ogromne znaczenie w środowisku architektonicznym. Jakie emocje towarzyszyły Ci podczas odbioru tej nagrody?
To wyróżnienie jest dla mnie bardzo ważne. Kiedy spojrzałem na listę dotychczasowych laureatów, zobaczyłem w niej wiele nazwisk architektów, którzy mnie inspirowali, motywowali i pokazywali, jak mierzyć się z przestrzenią, programem, z kontekstem. To nagroda, która nie tylko podsumowuje dorobek, ale również zobowiązuje. Włączając nas do architektonicznego „panteonu”, powoduje, że jeszcze bardziej zwracać musimy uwagę, na to co przynieść mogą przestrzeni i użytkownikom nasze decyzje projektowe. Jednocześnie potwierdza, że nasze działania – nie tylko projekty, ale również sposób, w jaki prowadzimy pracownię i podchodzimy do zawodu – zostały dostrzeżone. Oczywiście, ta nagroda nas wyróżnia, ale nie czyni lepszymi od innych architektami. Oczywiście nie byłbym szczery, gdybym powiedział, że to nagroda wyłącznie dla mnie i dla Łukasz. To wyróżnienie dla całego zespołu, z którym pracujemy od lat. Dlatego w dniu wręczenia zaprosiliśmy wszystkich współpracowników – zarówno tych, którzy są z nami na co dzień, jak i tych, którzy w przeszłości byli częścią naszego biura. To było piękne doświadczenie, móc wspólnie się spotkać i przypomnieć sobie projekty, które razem stworzyliśmy.

Nowy rynek
Twoje przemówienie podczas odbioru nagrody było bardzo osobiste i emocjonalne. Wspominałeś w nim, że architektura to nie tylko projekty, ale także ludzie, relacje i sposób pracy. To także wyzwania. Co ta nagroda oznacza dla Twojego biura?
Nagrody przyznawane są indywidualnie, ale w rzeczywistości architektura jest pracą zespołową. Dlatego to wyróżnienie traktuję jako docenienie całego biura – ludzi, z którymi codziennie dyskutujemy, analizujemy, podejmujemy decyzje, z którymi dzielimy się honorami, ale i dźwigamy odpowiedzialność. Cieszę się, że mogliśmy tego dnia być razem, również z osobami, które kiedyś były częścią naszego zespołu i wpłynęły na jego kształt. Które zostawiły tak wiele siebie w projektach spod loga Medusa Group. Dla mnie to było najważniejsze – móc spojrzeć na ludzi, z którymi przez lata dzieliliśmy tę drogę. Często powtarzam, że architektura to nie tylko projektowanie budynków, ale również kształtowanie relacji, troszczenie się o nie – z klientami, zespołem, inwestorami, a także z miastem i jego mieszkańcami. To zawód, w którym nieustannie toczymy dialog, który jest poligonem różnych interesów i idei. Z jednej strony zmagamy się z wizją inwestorów, z drugiej – z ograniczeniami prawnymi, urbanistycznymi i budżetowymi. Wciąż negocjujemy, szukamy rozwiązań – nie tylko w sensie finansowym, ale też w sferze idei, wartości, oczekiwań. W tym kontekście nagrody mają znaczenie symboliczne – są momentem refleksji, podsumowania i motywacją do dalszej pracy. Jest jeszcze inny aspekt nagrody – ona zobowiązuje. Jest sygnałem, że to, co robimy, jest dostrzegane i ma wpływ na otoczenie. A to rodzi odpowiedzialność – zarówno za kolejne projekty, jak i za kierunki, które chcemy wyznaczać w architekturze.
W Polsce – a może i szerzej, w ludzkiej naturze – sukces bywa trudny do zaakceptowania, gdy dotyczy kogoś innego. Lubimy nagrody, ale nie zawsze potrafimy z równą łatwością cieszyć się sukcesem innych. Choć to się zmienia, wciąż pozostaje pewien cień rywalizacji i zazdrości. Czy też to dostrzegasz?
Nie rozmyślam nad tym wiele. Otrzymałem wiele telefonów, wiadomości z gratulacjami i wsparciem, ale wiem, że równie wielu nie zadzwoniło. Myślę, że tak jest – i nie dotyczy to tylko architektury. Konkursy są najlepszą formą zdobycia zlecenia i wyrażenia wizji, ale ich przebieg budzi emocje – zarówno wśród architektów, jak i inwestorów. Z nagrodami jest podobnie – jedni gratulują szczerze, inni wolą przemilczeć temat. Jedno i drugie, to ludzkie zachowania, a ja nie jestem małostkowy i wolę myśleć o nowych wyzwaniach. To pokazuje, że wciąż mamy problem z przyjmowaniem sukcesu innych. Nie chodzi o sztuczne pochwały, ale o zrozumienie, że docenienie czyjejś pracy, nie odbiera wartości naszej własnej. Zwłaszcza w środowisku, które powinno dbać i działać na rzecz wspólnej jakości architektury.

Nowa Fabryczna, Łódź, 2015–2017
Wspomniałeś o odpowiedzialności. Dzisiaj architektura jest coraz częściej oceniana nie tylko przez profesjonalistów, ale i przez opinię publiczną. Jak odbierasz ten proces?
Architektura zawsze była i będzie oceniana – bo każdy jej doświadcza. Często słyszy się: „Nie znasz się, więc nie oceniaj architektów” – to zła reakcja. Architektura dotyczy nas wszystkich, bo żyjemy, pracujemy, odpoczywamy, uczymy się w zaprojektowanej przestrzeni. A jednak nawet wśród architektów ocena bywa powierzchowna, sprowadzona do tego, co widzą oczy, co „ładne” lub „brzydkie”. Brakuje nam wszystkim głębszej refleksji, dystansu, wnikliwości i zwykłej empatii. Prasa branżowa powinna tłumaczyć te mechanizmy, ale często podąża za uproszczonymi narracjami mediów społecznościowych. Dziś liczy się to, co „szarpie” uwagę, a nie to, co mogłoby budować świadomość. Tym bardziej brakuje mi przestrzeni na spokojne tłumaczenie architektury. Bo to, co działa w jednym mieście, niekoniecznie sprawdzi się w innym. A kontekstu często w ogóle się nie uwzględnia, lub traktuję się go bardzo wybiórczo, a jest bazą naszej codziennej pracy i cały czas się zmienia.
To prawda - zawsze, gdy rozmawiam z architektami, pojawia się wątek negocjacji, kompromisów i długiego procesu projektowego. Mam wrażenie, że brakuje nam edukacji w tym zakresie – zwykli odbiorcy widzą tylko efekt końcowy, jeśli w ogóle, bo wiele projektów nigdy nie dochodzi do realizacji.
Nikt tak naprawdę nie wie, ile wysiłku wkładamy w każdy projekt. Już na etapie rozmów z inwestorem, nawet tym, który chce „zwykły” dom jednorodzinny, spędzamy tygodnie na dopracowywaniu programu, tłumaczeniu, że może nie chodzi o metry kwadratowe, że basen i sauna nie zawsze ma sens, a z garażu można zrezygnować. To pierwszy niewidzialny wysiłek, o którym nikt nie mówi, nie wielu o nim wie. A potem dochodzą kolejne kompromisy – plany miejscowe, decyzje urzędników, przepisy szczegółowe, warunki techniczne, ograniczenia budżetowe, polityczne czy ekonomiczne. Wiele z naszych propozycji nawet nie ma szansy zaistnieć. I to rozumiem – przeciętny odbiorca, który między kawą a jajecznicą przegląda poranny post, muska temat i idzie dalej. Ale kiedy widzę, że ludzie, których szanuję za ich wnikliwość – badacze, historycy, ci, którzy latami analizują architekturę, mieszkają w budynkach, które opisują, pytają sąsiadów, próbują dociekać sedna – kiedy oni przy ocenie współczesnych projektów też sięgają po uproszczenia… To jest coś, czego nie potrafię zrozumieć.

Dom w Bieszczadach
Wiem, że to szerokie pytanie, ale interesuje mnie nie tylko sam kierunek, w jakim poszła polska architektura, ale także codzienna praktyka projektowa. W końcu pracujesz już od ponad 30 lat – można powiedzieć, że zawodowo funkcjonujesz na styku kilku pokoleń. Jakie różnice najbardziej rzucają Ci się w oczy?
Z jednej strony technologia poszła do przodu – mamy lepsze narzędzia, nowe materiały, bardziej złożone procesy projektowe. Z drugiej strony, fundamenty architektury pozostają prawie niezmienne. To może zabrzmieć zaskakująco, ale powiem, że co do zasady niewiele się zmieniło. Zakres obowiązków i pracy architekta jest w gruncie rzeczy taki sam – i gdybym spojrzał nie tylko na swoje 30 lat doświadczenia, ale też daleko, za siebie, na historię, którą mnie uczono na Wydziale Architektury Politechniki Śląskiej czy później w Paryżu, to widzę, że ten zawód zawsze wyglądał podobnie. Architekt – niezależnie od epoki – zawsze pracował na czyjeś zlecenie, zawsze musiał negocjować, wykłócać się, walczyć i marzyć jednocześnie. Jeśli spojrzymy historycznie, to nawet Michał Anioł musiał walczyć o swoją wizję z papieżem, a Brunelleschi, budując katedrę, również nie zawsze bywał zrozumiany. To zawsze była praca na zamówienie. Rzadko architekt ma szansę pracować w pełni niezależnie. Oczywiście są inicjatywy i okazje, w które angażujemy się poza komercyjnymi projektami – jak chociażby udział w projektowaniu niewielkiej biblioteki w szkole podstawowej w Bytomiu, działania na rzecz ochrony wieży ciśnień w Bytomiu czy obiektów takich jak szyb Krystyna czy elektrownia Szombierki. To nasz świadomy wolontariat, ale i też dowód naszego zaangażowania i odpowiedzialności, za to co szanujemy. Ale na co dzień projektujemy dla tych, którzy mogą sobie na to pozwolić – dla inwestorów, firm, ludzi, którzy decydują się zainwestować w budowę domu czy biura. My jako architekci jesteśmy po to, by pomóc spełniać te marzenia – ale też mierzyć je z rzeczywistością. Bo praca architekta to nie tylko rysowanie, ale też ciągłe zmaganie się – z wizjami klientów, z warunkami zabudowy, z przepisami budowlanymi, z realiami budżetu.

Latarnia Bytom
Mówisz, że fundamenty zawodu architekta pozostają niezmienne, a jednak technologia w ostatnich dekadach zmieniła sposób projektowania. Pracujecie dziś w zupełnie innym środowisku narzędziowym niż kiedyś. Czy widzisz, że młodzi architekci podchodzą do zawodu inaczej niż Twoje pokolenie?
To fakt, narzędzia się zmieniają – my zaczynaliśmy od desek kreślarskich, potem były komputery, teraz wchodzi sztuczna inteligencja. I pamiętam, jak już wtedy – na studiach – oddawanie projektów w formie cyfrowej budziło kontrowersje wśród naszych profesorów. Dzisiaj z kolei dla młodych naturalne jest, że AI może generować koncepcje, analizować dane, przyspieszać pewne etapy projektowania. Ale koniec końców, na końcu i tak mamy przestrzeń, wnętrze, kontekst – i to się nie zmienia. Zmienia się również sam człowiek. Człowiek jako klient, urzędnik, ale i współpracownik. To naturalne. Młodzi architekci i architektki są też bardziej świadomi równowagi między pracą a życiem prywatnym. My byliśmy gotowi poświęcić wszystko – każdą noc, każdą godzinę – czasem za dużo poświęcaliśmy, ale to refleksja z dalekiej perspektywy. A dzisiejsze pokolenie wie, że można i trzeba pracować mądrzej. I to jest dobra zmiana. Im, ale i nam, brakuje bardzo przygotowania do prowadzenia biznesu, podstaw psychologii i ekonomii. My – ja i Łukasz – uczyliśmy się tego na własnych błędach, a tymi błędami prawdopodobnie obciążaliśmy również i naszch współpracowników. Często o tym myślę. Projektowanie to jedno, ale architektura ma też inny, mniej oficjalny wygląd. To nie tylko idea, fasada, konstrukcja, kontekst. To również negocjacje, odpowiedzialność za ludzi, za ich rodziny, za podwykonawców. To coś, czego uczą się dopiero w praktyce. I jeszcze jedno – kiedyś architektura wydawała się bardziej fizyczna, materialna. Młodzi dziś często patrzą na nią przez ekran, projektując bez końca w świecie cyfrowym. Ale architektura zaczyna się, kiedy dotkniesz materiału, poczujesz, jak działa światło, jak zmienia się przestrzeń. Tego się nie da nauczyć z za samego ekranu.

Szyb Krystyna w Bytomiu, projekt Medusa Group
Nie bez znaczenia jest dziś kontekst środowiskowy i rozwój filozofii projektowania w duchu zrównoważonego rozwoju. Coraz częściej mówi się o adaptacji jako realnej alternatywie dla nowej zabudowy. Twój dom był prekursorskim przykładem takiego podejścia. Jak z perspektywy czasu patrzysz na ten projekt? Czy wtedy myślałeś o nim w kategoriach zrównoważonej architektury?
Dwadzieścia lat temu, kiedy adaptowałem budynek w Bytomiu na swój dom i pracownię, gdzie przeprowadzałem moje życie osobiste i gdzie wychowałem moich synów, nie myślałem o tym jako o manifeście czy działaniu proekologicznym. Nie miałem wtedy świadomości, że w ten sposób zmniejszam emisję CO₂, ograniczam ślad węglowy. Robiłem to instynktownie. Nie pisały również o tym gazety, nie dyskutowali politycy, bo nie było jeszcze na świecie Grety. Dziś już wiemy, że to jest kluczowe – że nie każde nowe projektowanie to postęp, że czasem najlepsze, co można zrobić, to zachować i przystosować to, co już istnieje, choć nie zawsze to łatwe i nie zawsze możliwe. A jeszcze kilka lat temu żadna z wielkich nagród architektonicznych nie wyróżniała adaptacji, przebudów i rehabilitacji – liczyły się tylko nowe, błyszczące budynki. To też pokazuje, jak zmieniło się myślenie w naszej branży. Myślenie nie tylko architektów, ale redaktorów, polityków, krytyków architektury. Dziś przewrotnie można zadać pytanie: czy to były źle, czy może dobrze urodzone obiekty?

TechPark Kanlux
Twoja pracownia realizuje projekty zarówno w Polsce, jak i za granicą, od kameralnych szkół po duże założenia urbanistyczne. Nad czym obecnie pracujecie? Czy są projekty, które szczególnie Cię ekscytują lub które mogą przynieść nowe wyzwania dla Waszego zespołu? Na jakie realizacje powinniśmy czekać?
Od początku zależało nam na różnorodności – żeby projektować różne funkcje, żeby nie zamykać się w jednym typie budownictwa, żeby pracować w różnej skali i kontekście. I myślę, że to nam się udało. Pracujemy teraz nad projektami bardzo różnymi – od osiedla w Bytomiu, które jest dla mnie bardzo bliskie, bo ma zupełnie inny kontekst niż Katowice czy Kraków, po studio nagrań, co jest wyjątkowe, bo takich miejsc w Europie nie powstaje zbyt wiele. Zmienia się też rynek – jeszcze kilka lat temu projektowaliśmy dużo budynków biurowych, dziś jest ich zdecydowanie mniej. Z kolei temat budownictwa wielorodzinnego wciąż jest bardzo aktualny. Mamy też wyzwania związane z kontekstem historycznym, jak budynek dla Grupy Dawtona, który powstaje obok XVIII-wiecznego zabytku i w otoczeniu historycznego parku. To wymaga innego podejścia – bo nie chodzi tylko o to, żeby postawić nowoczesny obiekt, ale żeby wpisać go w przestrzeń, nie zaburzając jej charakteru. Próbujemy rozwijać działalność poza Polską – mój wspólnik mieszka już od jakiegoś czasu za granicą i stara się zainteresować naszymi projektami inne rynki. Mamy doświadczenie w pracy w Londynie, Jamajce, Dubaju, Arabii Saudyjskiej, próbujemy się z kontekstem w Omanie. To nie jest łatwe – każda kultura, każdy rynek rządzi się swoimi prawami, a architektura to nie tylko projektowanie, ale i umiejętność poruszania się w lokalnym kontekście. Czasami te projekty mają niespodziewane początki – np. dostaliśmy szansę pracy nad szkołą w Bangladeszu, bo ktoś zobaczył nasz projekt szkoły na Wilanowie. Niestety, pandemia i późniejsze zmiany polityczne sprawiły, że realizacja się zatrzymała, ale to pokazuje, jak czasem „wiatr roznosi” i potrafi zabrać nas w inne, ciekawe rejony świata.

Kapliczka/krzyż przydrożny, Bronowice, Kraków, Poland 2016
Na koniec chciałabym, żebyś podzielił się jedną radą dla młodych architektów – taką, której może sam nie usłyszałeś, a która mogłaby pomóc tym, którzy dopiero wchodzą na tę ścieżkę. Twoi synowie studiują architekturę, więc masz perspektywę zarówno doświadczonego projektanta, jak i kogoś, kto obserwuje młode pokolenie. Co powiedziałbyś tym, którzy dopiero zaczynają?
Myślę, że to rada, która może wydawać się oczywista, alew rzeczywistości jest fundamentem – to szacunek. To słowo nie wystarczy znać, trzeba je codziennie wdrażać w życie. Trzeba się go uczyć i o nie zabiegać. Jeśli chcemy, by inni nas szanowali – inwestorzy, współpracownicy, klienci – najpierw sami musimy okazać im szacunek. I to niezależnie od tego, czy ktoś przychodzi do nas z prośbą o zaprojektowanie straganu, garażu czy wielkiego muzeum. Każdy zasługuje na dokładnie taką samą uważność, empatię i poważne traktowanie. Szacunek dotyczy też pracy zespołowej – koleżanek i kolegów w biurze, ludzi na budowie. Kiedy schodzisz do wykopu i widzisz człowieka układającego zbrojenie, powinieneś mieć dla niego tyle samo szacunku, co dla inwestora, który to finansuje. Bo jeśli tego zabraknie, trudno oczekiwać, że nasza własna praca kiedyś zostanie uszanowana. To rada, którą staram się też przekazać moim synom, ale i całemu środowisku architektonicznemu. To słowo, o który sam muszę pamiętać i ciągle go szukać w osobistym zachowaniu. Bo, niestety, często nie szanujemy się nawzajem. A bez tego nie ma dialogu, współpracy, dobrej architektury.
Myślę, że nie tylko dla młodych architektów, ale dla nas wszystkich. W świecie, w którym często brakuje uważności na drugiego człowieka, szacunek wydaje się być jedną z tych wartości, które powinny nas prowadzić, niezależnie od zawodu czy roli, jaką pełnimy. Dziękuję Ci za tę rozmowę – za autentyczność, refleksję i podzielenie się doświadczeniem.